W 1931 roku włoski kamieniarz Jean Babtista Delbono poznał w jednej z paryskich knajpek Angelinę Rouard. Była to trzydziestodwuletnia kobieta samotnie wychowująca dziewięcioletniego syna, którą porzucił mąż. Przystojny Włoch szybko zawrócił jej w głowie, a owocem ich namiętności był chłopiec, któremu dali na imię Jan.
Przez jakiś czas kochankowie żyli szczęśliwie, ale po jakimś czasie Delbono okazał się człowiekiem gwałtownym i brutalnym. Po dwóch latach związku pani Rouard miała już dosyć awantur, spakowała się i opuściła swego włoskiego kochanka. Po jakimś czasie przypadkiem spotkali się na dworcu. Włoch starał się ją namówić do powrotu. Gdy po krótkiej wymianie zdań kobieta odmówiła, ten wyciągnął rewolwer i oddał kilka strzałów raniąc ją w nogę. Delbona aresztowano i został skazany na 6 miesięcy więzienia. Sprawa mogłaby się wydawać zakończona, ale Włoch nie miał zamiaru dać za wygraną. Po odsiedzeniu wyroku udał się do domu jej rodziców, gdzie mieszkała i znowu ją nagabywał do powrotu, jednak i tym razem bezskutecznie. Kobieta nie chciała go znać. Wtedy odszedł, ale zagroził jej zemstą.
Następnego dnia rano Włoch przyszedł ponownie, wszedł do kuchni i tam zaczął podniesionym głosem wygrażać jej. Kobieta zaczęła wzywać pomocy, wówczas zjawił się jej ojciec - pan Masson ¬- z karabinem w ręku chcąc stanąć w obronie córki. Ledwie jednak przestąpił próg kuchni, gdy zabrzmiał wystrzał i mężczyzna padł martwy na podłogę. Obudzony tym hałasem, mały Jan przybiegł do kuchni sprawdzić co się dzieje. Wówczas rozwścieczony Włoch strzelił do swego dziecka zabijając je. Potem jeszcze Delbono strzelił dwukrotnie raniąc swoją byłą kochankę. Włoch chciał uciekać, ale w tej chwili nadbiegł syn z pierwszego związku pani Rouard ze swoją babką. Chłopak widząc ranną matkę leżącą na podłodze i krwawiącą rzucił się na mężczyznę, padł kolejny strzał, który zranił chłopca w rękę, ale mimo to udało mu się wytrącić broń napastnikowi. Jednak jedenastoletni chłopiec ani babka nie zdołali powstrzymać napastnika, który uciekł. Jednak nie uszedł przed wymiarem sprawiedliwości.
***
Mniej więcej w tym samym czasie kiedy rozgrywał się paryski dramat w miejscowości Feiginies w departamencie Nord miała miejsce podobna tragedia, ale już nie tak krwawa w skutkach jak ta nad Sekwaną. Sprawa dotyczy młodej, bardzo ładnej dziewczyny liczącej zaledwie 19 lat, nazywała się Żorżeta Pere i pracowała w fabryce fajansu. Dziewczyna ta kilka miesięcy wcześniej poznała robotnika pracującego również w tej fabryce, niejakiego Karola Flamammecourta. Pomiędzy nimi wywiązał się burzliwy romans. Trwał on do momentu, kiedy to dziewczyna dowiedziała się, że jej kochanek ma dwójkę dzieci z inną robotnicą, wtedy to zerwała z nim. Jednak Karol nie dawał za wygraną. Nie potrafił pogodzić się z utratą Żorżety, wyczekiwał za nią pod fabryką, kiedy ta kończyła pracę, przychodził pod dom. Panna jednak nie chciała nawet z nim rozmawiać. Trwało to przez jakiś czas, w końcu dziewczyna uległa i zgodziła się na rozmowę z nim. Podczas spotkania udali się na spacer drogą wzdłuż lasu, w kierunku miejscowości Cognies- Chausse. W czasie przechadzki Flammecourt tłumaczył się ze swojej przeszłości i chciał, żeby ich relacje wróciły do normy i nawet obiecał jej, że się z nią ożeni. Żorżeta wysłuchała go, ale stanowczo odmówiła jego propozycji. Oznajmiła mu, że to definitywny koniec i już nie chce być z nim. Kiedy to dotarło do Karola, ten postanowił zrealizować swój plan, który przygotował na taką ewentualność. W pewnym momencie trochę zwolnił i kiedy znalazł się za plecami dziewczyny ogłuszył ją. Następnie ułożył na ziemi i pociął jej twarz brzytwą, po czym do ran wlał kolorowy płyn, używany do farbowania fajansów. Kiedy dziewczyna oprzytomniała spostrzegła swojego ex-kochanka opatrującego jej twarz watą i białym płótnem. Początkowo sądziła, że bóle na twarzy pochodzą od upadku na ziemię, kiedy to straciła przytomność. Po zabandażowaniu ran odprowadził ją do domu. Gdy dziewczyna zjawiła się w swoim mieszkaniu, jej rodzice z przerażeniem spostrzegli zabandażowaną twarz, ale przerażenie ich było jeszcze większe, gdy zdjęli ten prowizoryczny opatrunek. Twarz ich córki była pokrajana brzytwą w wyrafinowany sposób, oba policzki i nos był przecięty na krzyż, na domiar złego rany były zalane czarną farbą. Natychmiast wezwano lekarza, który opatrzył je w sposób profesjonalny, dał dziewczynie środki przeciwbólowe i uspokajające. Kiedy Żorżeta trochę się uspokoiła powiedziała, że sprawcą tego czynu jest Karol, jej były chłopak. Ojciec dziewczyny zawiadomił żandarmerię, która bez trudu aresztowała Flammecourta. Ten początkowo nie chciał się przyznać do popełnienia tego odrażającego czynu. Jednak w końcu to zrobił, oświadczając, że dokonał tego brutalnego uczynku w akcie zemsty. W ten sposób chciał, aby oszpecona Żorżeta stała się brzydka i nikogo innego nie znalazła. Po tym jak kobieta odrzuciła jego oświadczyny, doszedł do wniosku, że skoro on nie może jej mieć, to ona też będzie cierpieć. W ten sposób Karol, odrzucony kochanek chciał przeszkodzić dziewczynie w wyjściu za innego.