Stereotypy, a życie...

superwomen sprzatanie

Niektórym wydaje się, że jedynym zajęciem osoby pracującej jako konserwator powierzchni płaskich jest sprzątanie. Nie potrafią wyobrazić sobie sprzątaczki na zakupach w galerii handlowej, na wystawie malarstwa o tematyce postapokaliptycznej czy na koncercie Michała Wiśniewskiego. 

Rozumiem to, sama mam problem ze zwizualizowaniem sobie na przykład Baracka Obamy pałaszującego ogórka konserwowego. Niby ludzka rzecz, ale kiedy człowiek oczyma wyobraźni spróbuje ujrzeć poważanego amerykańskiego polityka biorącego w paluchy soczystego korniszona, z którego po ugryzieniu ocet tryska na nienagannie wyprasowaną koszulę Armaniego, to jednak mimowolnie człowiek odpędza te myśli gestem wymachiwania rąk, jak gdyby oganiał się od natrętnych much. Stereotypy z łatwością zagnieżdżają się w ludzkich umysłach i nie ma w tym nic nadzwyczajnego, bo dzięki temu mózg pracuje wydajniej korzystając z utartych już schematów pomijając żmudny proces analizy każdej rzeczy z osobna. Przykładów stereotypowego myślenia jest wiele, ale dziś w dużym skrócie opowiem o tych, które osobiście miałam okazję zauważyć.

1) „SPRZĄTACZKA TO W D*PIE BYŁA I G*WNO WIDZIAŁA”. Byłam w wielu miejscach, ale z pewnością nie w rzyci. G*wno widziałam, no ale w sumie kto nie widział? Pamiętam jak pewnego pięknego dnia, kiedy zapierdzielu w pracy było nieco mniej niż zazwyczaj, rozmawiałam z klientką o podróżach. Wiecie, podróże są małe i duże, ja na swoim koncie mam co prawda więcej tych pierwszych niż drugich, ale nie trzeba wcale wybywać na Majorkę, żeby zresetować głowę i opalić/spalić (niepotrzebne skreślić) się na czerwonego raka. Madame była w niebagatelnie wielkim szoku, kiedy powiedziałam jej, że w zeszły weekend wraz z niedoszłym jeszcze małżonkiem zwiedzałam Paryż. Kiedy wypowiadałam słowo ,,wycieczka” łapała się za głowę, jak gdyby dopadała ja niebotyczna migrena – zaczęłam się nawet zastanawiać, czy przypadkiem nie posiadam jakichś magicznym mocy, które dopiero teraz zaczynają się ujawniać. Może wraz z przystąpieniem do gangu sprzątaczek dostajemy jakiś super dar, a zaklęciami przyprawiającymi o ból głowy klientów jest wypowiadanie słów wskazujących na choćby najdrobniejsze dobro ,,luksusowe” w naszym posiadaniu? Wypróbujcie sami i koniecznie dajcie znać.

2) ,,SPRZĄTACZKA MIESZKA ZAPEWNE W SZAŁASIE”. Albo w lepiance z g*wna. Tak, tak, cześć klientów zakłada, że my, czyściciele, nie dostępujemy tego zaszczytu mieszkania w prawdziwym mieszkaniu lub domu. Czasami odnoszę wrażenie, że myślą, że sprzątanie u nich jest dla nas zaszczytem, bo możemy się ogrzać w ciepłym pomieszczeniu i zjeść ciepły posiłek odgrzany w mikrofali, bo przecież w naszym tipi z pewnością mikrofalówki nie ma. Tutaj również poprę swoją tezę dowodem anegdotycznym – dawno temu pracowałam u pewnej kobiety, która co jakiś czas dawała mi jakieś prezenciki. Prezenciki z reguły były malutkie, więc dawałam radę po pracy brać je w kieszeń lub plecak, aż do czasu, kiedy postanowiła pozbyć się elementów swojego ogródkowego placu zabaw. Najpierw z żalem oznajmiła, że szkoda, że nie mam ogródka, bo oddałaby mi dziecięcą huśtawkę. Idea minimalizmu wtedy była mi zupełnie obca, natomiast bliska była mi idea ,,za darmo to i ocet słodki” więc ochoczo oznajmiłam, że ogródek to ja mam i z chęcią huśtawkę bym przygarnęła, ale na składak nie wejdzie. Przez jakiś czas na twarzy madame malował się nieukrywany dysonans poznawczy – no bo z jednej strony się wszystko zgadza, sprzątaczka która auta nie ma i jeździ rowerem, ale z drugiej strony jak to, ma ogródek? Po chwili namysłu zaoferowała, że spakuje oddany obiekt do bagażnika i podwiezie wraz ze mną pod dom. Będąc już na docelowej ulicy i nakierowując klientkę na podjazd mojego domostwa myślałam, że będę świadkiem zawału serca. Najgorsze było to, że przespałam w szkole zajęcia, na których uczono o tym, jak reanimować ludzi, a miałam mało godzin i nie mogłam sobie pozwolić na stratę tych kilku u klientki. „Ja tu tylko pokój wynajmuje, ale z ogródka mają prawo korzystać wszyscy lokatorzy” – uspokoiłam kobietkę kłamiąc i uprzejmie podziękowałam za huśtawkę. Puls najwidoczniej się uspokoił, ciśnienie zeszło, a madame ruszyła z piskiem opon w dół ulicy. Od tamtej pory przestała dawać prezenciki.

3) ,,SPRZĄTACZKA NIE MA ZAINTERESOWAŃ, HOBBY ANI UMIEJĘTNOŚCI”. To też spotykany mit, który często idzie w parze ze stwierdzeniem, że sprzątaczka jest po prostu głupiutka i niewykształcona. Co jest totalną bzdurą, bo na przykład ja jestem wykształcona i to w niektórych miejscach aż zanadto – brzuch po ciąży na przykład wykształcił mi się w kształt piłki do koszykówki. A tak na poważnie to chyba nie muszę pisać, że to farmazon wyssany z palca i osoby pracujące w tej branży są bardzo mądrymi, zaradnymi ludźmi, którzy mają zdolność odnajdywania się w różnych, często nawet trudnych sytuacjach? Znam sporo kobiet i kilku panów po fachu, którzy są mega bystrzakami. Nierzadko większymi bystrzakami od osób mających na koncie po kilka fakultetów.

4) ,,SPRZĄTACZKA JEST BRZYDKA”. Na początku swojej przygody z praca na sprzątaniu szukałam klientów poprzez najpopularniejszy portal służący do wszystkiego, czyli Facebook. Nie miałam wtedy żadnego zdjęcia profilowego, więc kiedy finalnie stawałam przed drzwiami nowopoznanych osób spotykałam się z lekkim zaskoczeniem. Czyste, schludne ubranie, lekki makijaż, włosy zaczesane w warkocz – jestem pewna, że nie każdy się tego spodziewa. Bywają osoby, które myślą, że chodzimy w worku po ziemniakach, w którym wycinamy tylko dziury na ręce, a na nogi zakładamy... nic nie zakładamy, bo przecież sprzątaczka powinna chodzić boso przez świat jak Cejrowski. 

5) ,,SPRZĄTACZKA MA MEGACZYSTO W DOMU”. Oho, no na pewno. Naginając się 8 (słownie: OSIEM) godzin dziennie nad mopem ostatnią rzeczą, o jakiej człowiek marzy, to wrócenie do domu i naginanie kolejnych ośmiu na mopie u siebie. W moim przypadku ogarnianie, kiedy w domu buszuje dziecko jest i tak niekończącą się historią. Historią bez happyendu w dodatku.
angelika