Okres świąteczno-noworoczny to dla osób wierzących miesiąc częstych wizyt w kościele. Sprzyja temu zarówno adwentowy czas wyczekiwania na Boże Narodzenie, jak i same święta, które w naszej tradycji są o jeden dzień dłuższe niż w innych krajach. 25 grudnia poświęcony wspominaniu św. Szczepana, diakona i pierwszego męczennika, obchodzony jest tylko w Polsce i polskich parafiach zagranicą.
Z reguły częstsze niż w innych okresach roku odwiedzanie świątyń sprawia, że zwraca się większą uwagę na zachowania pozostałych osób uczestniczących w nabożeństwach. A to niekiedy uniemożliwia skupienie się na głównym celu przyjścia do kościoła i autentyczne przeżycie mszy świętej. Inaczej mówiąc, sposób zachowania współwyznawców pozostawia niekiedy wiele do życzenia i sprawia, że przez cudzą bezmyślność czy brak wyobraźni, myśli się rozpraszają i nie sposób w spokoju ducha dotrwać do końca eucharystii.
Spóźnialscy. Przypadłość nękająca niektórych, czyli spóźnialstwo, sprawia, że początek mszy świętej zostaje zakłócony. Pół biedy, jeśli osoby, które nie dotarły do kościoła na czas zatrzymują się gdzieś dyskretnie na końcu świątyni i tam trwają do zakończenia nabożeństwa. Niestety, zdarza się i tak, że spóźnialscy galopują pod sam ołtarz, przepychając się przez tłum wiernych, najczęściej w poszukiwaniu wolnego miejsca siedzącego. Robiąc niepotrzebne zmieszanie sprawiają, że inni wypadają z rytmu modlitwy, szurają stołkami lub skrzypią ławkami, próbując się przesunąć czy zrobić przejście. Oczywiście, każdemu może się zdarzyć, że nie miał gdzie zaparkować samochodu lub autobus czy tramwaj nie dojechał na czas i stąd niepotrzebna strata czasu i przyjście do kościoła już po rozpoczęciu mszy świętej. Przyczyną spóźnienia mogą być także dzieci, zwłaszcza te najmniejsze, którym akurat trzeba było zmienić pieluszkę, nakarmić czy je odsiusiać. Niemniej jednak, notoryczne spóźnianie się na nabożeństwo nie stanowi powodu do dumy. Ponadto, przybycie do kościoła już po spowiedzi powszechnej sprawia, że msza święta jest nieważna. Lepiej zatem wyjść z domu na czas lub zaczekać na kolejne nabożeństwo spacerując po okolicy lub pijąc spokojnie małą czarną w pobliskiej kawiarni.
Komórkowcy. Posiadaczem telefonu komórkowego lub smartfona jest teraz praktycznie każdy. Mało kto, może z najstarszej i najmłodszej generacji, nie nosi ze sobą wynalazku techniki pozwalającego na bezprzewodowe komunikowanie się ze światem z każdego praktycznie miejsca. Mimo wieloletniego oswojenia się z posiadanym urządzeniem, niejednokrotnie zdarza się, że w roztargnieniu zapomina się o wyłączeniu czy przyciszeniu telefonu komórkowego lub smartfona. Dziwaczny lub głośny sygnał dzwonka przerywający nabożeństwo w najmniej odpowiednim momencie sprawia, że zamiast słuchać księdza, nadsłuchuje się skąd pochodzi dźwięk i zgaduje, kto tym razem okazał się zamyśloną gapą. Dzięki znakom na drzwiach niektórych kościołów przypominającym o wyciszeniu telefonów, dzwoniące komórki stają się rzadsze, niemniej jednak nadal zdarzają się zapominalscy komórkowcy psujący podniosły nastrój mszy.
Małe dzieci. Kto nie miał dzieci bądź je już odchował, z trudem rozumie rodziców, których potomstwo zakłóca spokój i ciszę podczas mszy świętej. Kto z kolei ma małe dzieci ten nie znajduje zrozumienia dla karcących spojrzeń innych osób, a niekiedy nawet i uwag zwracanych przez tych, którym płacz, szczebiot czy piski maluchów zwyczajnie w kościele przeszkadzają. Przychodząc na nabożeństwo z milusińskimi warto je do tego odpowiednio przygotować. Wskazane jest, by nie były spragnione ani głodne. Mogą zjeść i się napić przed wyjściem z domu, ale dobrze też przewidzieć coś do picia i małą przekąskę do kościoła. Oczywiście, paluszki w szeleszczącym opakowaniu nie są najtrafniejszym wyborem, ale już banan czy kawałek bułeczki pomogą maluszkowi dotrwać do końca z pełnym brzuszkiem. Dobrze też jest zadbać o to, by dziecko miało jakąś cichą zabawkę lub ciekawą książeczkę do oglądania lub kolorowania. Jeśli będzie się nudzić, to będzie przeszkadzać. I odwrotnie. Zajęty czymś milusiński przetrwa mszę świętą bez przeszkadzania dorosłym. Przychodząc do kościoła z dzieckiem warto zadbać o łatwą drogę odwrotu, czyli lepiej stanąć czy usiąść bliżej drzwi, by móc wyjść, jeśli płacz lub krzyki malucha staną się zbyt głośne. Dobrym rozwiązaniem jest także organizacja nabożeństw dla dzieci, zwłaszcza tych z kącikami do zabawy lub zajęciami w zakrystii. Zaś osobom, którym maluszki przeszkadzają, można doradzić chodzenie do kościoła z rana lub wieczorem, gdy jest ich zdecydowanie mniej.
Chorzy. Kaszlący i zakatarzeni zimową porą to rzecz raczej powszechna w europejskiej strefie klimatycznej. Nie oznacza to jednak, że trzeba kichać, prychać i kaszleć na innych. Najlepiej, będąc chorym, zostać w domu i wrócić jak najprędzej do zdrowia. Jeśli jednak swój stan zdrowia ocenia się jako wystarczająco dobry, by wziąć udział we mszy świętej, najlepiej usiąść z dala od innych (jeśli tylko to możliwe). Warto też zasłaniać się podczas kichania i kaszlu, mieć przy sobie chusteczki higieniczne, a zamiast podania ręki tylko skinąć głową, by nie zarazić osób znajdujących się w pobliżu. Te drobne gesty mogą zaoszczędzić innym choroby i kłopotów z nią związanych, jak chociażby zwolnienia z pracy i konieczności pozostania w domu. Pierwszy w ławce. Są wierni, którzy lubią zajmować miejsca na skraju ławek. Dobrze się czują, nie mając z jednej strony innej osoby. Mogą swobodnie wyjść w momencie komunii lub też opuścić ławkę po zakończeniu nabożeństwa nie czekając na sąsiadów modlących się jeszcze po zakończonej celebracji. Problem pojawia się jednak dla tych, którzy przychodzą później i muszą przedzierać się do wolnych miejsc pośrodku zajmowanego siedziska. Rodzi to zamieszanie i niepotrzebny hałas, zwłaszcza gdy następuje to już po rozpoczęciu mszy świętej.
Kościół jest miejscem modlitwy dla wszystkich, ale to nie oznacza, że trzeba sobie nawzajem utrudniać czy uprzykrzać czas spędzany w tym miejscu. Najczęściej wystarczy odrobina dobrej woli, zrozumienia i wyobraźni, by bez niepotrzebnego stresu przeżyć mszę świętą w godny sposób. Każdy ma przecież prawo do tego, by w skupieniu i spokoju wsłuchać się w teksty, pieśni i modlitwy, a nie wrogo łypać okiem na przeszkadzające osoby, niezależnie od ich wieku, stanu zdrowia, zajmowanego miejsca czy momentu wejścia do kościoła.
Joanna Michałowska